piątek, 14 maja 2021

Rozdział 1



PRZYJĘCIA POWINNY BYĆ STAŁYM ZWYCZAJEM, dlatego rodzeństwo Pevensie postanowiło jedno przygotować. Jak dotąd nigdy takowych nie szykowali, ponieważ wiecznie byli w trasie, bądź mieli inne zmartwienia na głowie, jednak tym razem pragnęli powrócić do tradycji, które zakorzenione były w krainie Narnii. 

Edmund obiecał zaprosić paru znajomych, w tym osób z otoczenia rodzeństwa, z którymi czasem zdarzało im się zamienić kilka słów. Oczywiście miał wrażenie, że nie za bardzo mu to wyszło, bo najpierw go odrobinę wyśmiali, a później szturchnęli w ramię zadowoleni. Przyjęli więc zaproszenie i obiecali wpaść. 

Choć te przyjęcie w Anglii musiały wyglądać inaczej niż uczty na zamku Ker-Paravel, gdy Wielkim Królem był jego brat, Piotr Wspaniały. 

Zanim zdążył wrócić tego samego dnia do domu (również impreza miała się zacząć za niedługo), wpadł w odwiedziny do ukochanej. Przywitał ją soczystym pocałunkiem oraz natychmiast wziął ją w objęcia, by następnie zaprowadzić do starego domu Pevensie. Oczywiście nie było ciężko unieść taką chudzinę, tym bardziej, że Edmund po kryjomu starał się ćwiczyć, jak kiedyś trenował, za czasów bycia Królem Narnii. 

— Jesteś niemożliwy, Edmundzie — zaśmiała się Natalia, trzymając się kurczowo spódniczki powiewającej wraz z wiatrem. — Wymyśliłeś coś dzisiaj? 

— Jako że… Niedawno wojna się zakończyła, Piotr i Zuzanna wrócili do Anglii, to postanowiliśmy odprawić przyjęcie. Zaprosiłem paru znajomych. 

Natalia cmoknęła go w czoło, po czym – po wielu namowach – zeszła na ziemię, wchodząc do środka domu. Dopiero teraz tak naprawdę Edmund zlustrował ją wzrokiem. Była piękną dziewczyną o kasztanowym kolorze włosów. Ubrana w długą, falowaną spódnicę oraz krótki żakiet wyglądała na starszą. I to w pewien sposób bardzo się Pevensie podobało. 

— W takim razie pomogę Zuzannie ugotować coś do jedzenia. Co ty na to? — zaproponowała. 

— Ja mogę się tym zająć. Ty odpocznij. 

— Przecież długo odpoczywałam! 

— Odpocznij jeszcze, ma księżniczko. 

Słowo, którym określił ukochaną, sprawiło, że ta mocno się zaczerwieniła. Bywały momenty, gdy Edmund stawał się bardzo poważny i zmieniał nie tylko ton mówienia, ale również sam sposób. Na szczęście szybko się zorientował, więc postanowił zmienić temat.

— Idziemy? — zapytał, drapiąc się z tyłu głowy.

Po przyjęciu propozycji weszli do kuchni, gdzie krzątały się siostry Pevensie. Na widok przyszłej bratowej podskoczyły z radości i przywitały ją uściskami. Pomieszczenie ożyło jeszcze bardziej. Jeden temat im się skończył, to zaraz drugi się rozpoczynał, i tak w kółko. 

— Edmund, idź pomóc Piotrkowi — zarządziła Zuzanna, a ten w odpowiedzi kiwnął głową. Chciał im pomóc, ale zdecydowanie to one czuły się tam swobodnie. Po zakończeniu wojny można było nareszcie zająć się codziennym życiem. 

Pevensie wyszedł z pomieszczenia, kierując się korytarzem w stronę salonu. Mieszkanie było inne niż zamek w Ker-Paravel, o którym często wspominał. Ciemne przejście było niczym w porównaniu do korytarzu ogromnej, starej posiadłości, gdzie na każdym kroku widniały obrazy, miecze czy nawet zbroje. 

Ale Edmund wiedział, że nie ma o czym myśleć. Potrząsnął głową, po czym pojawił się w salonie, gdzie czekał już na niego brat. Patrzył tępo w ścianę, na której widniał stary obraz z gepardem ułożonym wśród krajobrazu sawanny. 

— Piękny — westchnął Edmund. — Nigdy nie zapomnę mówiących Gepardów, tych które towarzyszyły nam podczas każdej bitwy o Narnię i inne ziemie.

— Tak, również dobrze je pamiętam. Choć, o ile dobrze wiem, to ty spędzałeś najwięcej czasu z mówiącymi Zwierzętami. Lis mi o tym donosił. Zawsze się ogromnie cieszył, gdy widział cię z innymi. 

— Myślę, że Łucja znacznie więcej. 

Piotr zaśmiał się i poczochrał brata po włosach. 

— Bierzmy się do pracy. 

Braciom sprzątanie oraz przyszykowanie pokoju do przyjęcia zajęło dwie godziny. Zmęczeni, ale jednocześnie zadowoleni upadli na kanapę. Był to stary mebel, który skrzypiał nawet przy najmniejszym ruchu, ale wciąż dzielnie im służył. Edmund spojrzał na równie wiekowy zegar, zawieszony nad niemalże antycznymi drzwiami i wstał z miejsca. 

— Za niedługo zaczną przychodzić — odezwał się i ruszył w stronę kuchni. — Natalio, mogę cię prosić na chwilę? 

Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna kiwnęła, po czym podeszła do niego, i gdy tylko nikt na nich nie spoglądał, cmoknęła Edmunda w policzek. Obydwoje poczuli wtedy napływ adrenaliny, jakby nie chcieli, aby ktokolwiek ich nakrył. I w tym samym momencie naszła ich ta sama myśl. Chłopak chwycił ukochaną za nadgarstek, po czym poprowadził w stronę swojego pokoju. Oczywiście szli, stawiając kroki ostrożnie, jak najciszej się dało. 

Gdy pojawili się w sypialni Edmunda, zaczęli się namiętnie całować. Ubrany w elegancki garnitur chłopak, powoli rozpinał narzutkę. Starał się nie przerywać pocałunków, ale czasem nie wychodziło to, jak powinno – trudno, przecież nie to było w tej chwili najważniejsze.

Chaotycznym krokiem wreszcie doszli w okolice łóżka, na które zaraz chłopak powalił Natalię. Stary mebel zaskrzypiał, ale to im nie przeszkodziło. Edmund wędrował dłońmi po ubraniach ukochanej, starając się odnaleźć choć skrawek nagiego ciała. Niestety żakiet nie chciał z nim współpracować. 

— Dlaczego w takim momencie? — zapytał odrobinę poirytowany. 

Natalia w odpowiedzi parsknęła śmiechem. 

— Widzę, że nie wytrzymasz — odparła. — Może z tobą pójdzie łatwiej. 

Z każdą sekundą pozbywali się zbędnych ubrań, aż w końcu byli nadzy.

W powietrzu unosił się aromatyczny zapach, na który szczególną uwagę zwrócił Pevensie. Trochę jak Ptasie mleczko. Edmund potrząsnął głową. Złe wspomnienia do niego wróciły. 

— Musimy się pospieszyć — szepnął, zniżając się do poziomu pięknych piersi. — Wziąłem cię przecież na chwilę. 

Natalia westchnęła przeciągle, gdy ten rozpoczął przyjemną zabawę jej biustem. Gniótł delikatnie piersi, co jakiś czas ssąc sterczące sutki. Starał się również mocno je oblizywać, a następnie jeździć po nich palcami, by ożywić ukochaną. 

Ale gdy tylko spojrzał na nią – już wiedział, że jest jej wszystko jedno.

Była w niebie. 

Edmund przy zabawie piersiami zjechał jedną dłonią w dół, by włożyć palec w jej wnętrze. Zaskoczyło go odrobinę, że ta ani nie pisnęła, ani nie drgnęła. Przyjęła to z niezwykłą swobodą. Jakby już to kiedyś robiła… Ale zaraz wyzbył się tych myśli. Poruszał szybko wskazującym palcem, czując jednocześnie jej śluz wewnątrz. Podsyciło go to jeszcze bardziej, dlatego postanowił nie czekać. 

Wszedł w ukochaną tak gwałtownie, że ta wydała z siebie głośniejszy jęk, który zaraz przytłumił pocałunkiem. Łóżko skrzypiało wraz z każdym ruchem Edmunda, dlatego co pewien czas próbował zmienić tempo albo pozycję. 

Oplotła rękami jego szyję i mocniej przyciągnęła. Nagie klatki piersiowe się zetknęły.   

Nagle chłopak przestał. 

— Słyszysz? — zapytał i spojrzał na okno. — Ktoś krzyczy czy mi się wydaje? 

— Na pewno ci się wydaje. Chodź tu do mnie — odparła.

— Poczekaj, to głos Łucji. 

Edmund wyszedł z wnętrza ukochanej. Podbiegł do okna, zakładając przy okazji spodnie, które wcześniej wylądowały na podłodze. Wyglądając przez szybę, zauważył młodszą siostrę. Rozmawiała z grupką chłopaków, których zaprosił na przyjęcie. Akurat gdy spojrzał, jeden z nich popchnął Łucję. 

— Cholera — syknął. 

Nie spojrzał na nagą, wciąż podnieconą Natalię, i po prostu wybiegł z pokoju. Nawet nie zakładał na siebie koszuli. Eksponował światu nagą, dobrze wyrzeźbioną górną partię ciała. 

— Piotrek! — Zdążył zawołać, kiedy przebiegał obok salonu. 

Otwierając główne drzwi, spotkał po drodze Zuzannę. Siostra kierowała się w tą samą stronę.

— Edek, wiesz co się dzieje? 

— To ci znajomi których zaprosiłem — odpowiedział, po czym obydwoje pojawili się na zewnątrz. Chłopak nawet nie czekał na kolejne pytania. Ruszył w stronę grupki nastolatków i zaraz rzucił się na pierwszego. 

Szarżą wbił się między nich oraz przewrócił na ziemię Józefa. To ten, który popchnął Łucję. 

— Co jest?! — warknął ktoś. 

— Co ty wyprawiasz?! — wrzasnął Józef, starając się odsunąć od napastnika. 

— Nigdy więcej nie położysz swoich brudnych łapsk na mojej siostrze! 

— Ale przecież to dla żartów! — dodał, ale Edmund wymierzył mu cios prosto w twarz. — Zostaw mnie! Chłopaki, zróbcie coś!

W tym samym momencie grupa odsunęła się od bijatyki. Choć bardziej należałoby to nazwać jednostronnym starciem. Józef nie potrafił się uchronić od ostrych ciosów. 

— Edmund! — Krzyk Piotra ocucił napastnika.

Pevensie przestał obijać rannego chłopaka, ale nie uwolnił go, wciąż na nim siedział.

— Co ty robisz?!

— Popchnął Łucję! — warknął. 

— Nie zniżaj się do ich poziomu — zarządził Piotr.

Reakcja Edmunda sprawiła, że grupa chłopaków otworzyła lekko usta oraz wyszczerzyła powieki.

— Dobrze. — Chłopak ukłonił się przed bratem i odsunął kawałek, robiąc miejsce dla Piotra. 

— Zostaliście zaproszeni, czyż nie? — zapytał, a w odpowiedzi jeden z nich kiwnął głową. — Więc dlaczego popchnęliście moją siostrę? 

— Zasłużyła na to! — burknął kolejny. — Przecież i tak jej nikt nie lubi. Jest szalona. Wciąż żyje w swoim wymyślonym świecie, który nawet nie istnieje!

— Ach, dlatego postanowiliście zacząć jej dokuczać…

— Nie jest to normalne zachowanie… Ciągle wygląda przez okna i szepcze „Aslanie”... — dodał trzeci. — To jest jej wina. 

Edmund zacisnął mocniej pięści i zerknął kątem oka na Piotra. Jego mina nie wyrażała za dużo emocji. Miał lekko zmarszczone brwi. Wyglądał groźnie a zarazem potężnie. 

— Również o tym słyszałem — odpowiedział, prostując się, by wyeksponować swoje ciało. — Ale może jest w tym nutka prawdy? Dlaczego nie chcecie jej uwierzyć? Aslan, tak… Kojarzę tę nazwę… Może to potężne stworzenie, które swą postawą, a zarazem miłością, potrafi przerazić niejedną osobę. 

— Też jesteś szalony! — wrzasnął Józef. 

Piotr zerknął na chłopaka, a Edmund tylko parsknął śmiechem. 

— Jesteś tego pewny?

— Chodź, zawalczmy! Jesteś tak samo obłędny jak twoja siostra! I reszta rodziny! 

Pevensie w tym samym momencie rzucili się na grupkę. Piotr jako pierwszy wymierzył cios w Józefa, a w ślad zanim poszedł Edmund, który uderzył drugiego, o imieniu Stanisław. Oczywiście zaskoczeni młodzieńcy starali się odepchnąć napastników, ale bracia byli znacznie lepsi. Jakby walczyli już przeciwko nie jednemu wrogowi. 

— Jeszcze macie coś do dodania?! — warknął Edmund, ale jego oponent ułożył się na ziemi w bezpiecznej pozycji. 

— Przecież ja nic takiego nie zrobiłem! Zostaw mnie już w spokoju! — krzyknął Stasiek, a w kącikach jego oczu pojawiły się krople łez. — Przepraszam Łucja! Powiedz im, żeby przestali! 

— Taki mocny w gębie — odpowiedział Pevensie i uspokoił się.

Spojrzał jeszcze na brata, który teraz stał tuż przy Józefie i trzymając go za koszulę, najwyraźniej mu groził. Przerażona mina znajomego przynajmniej to zdradzała. 

— Piotrek, Edmund, dziękuję — szepnęła Łucja i spojrzała na kolegów. — Wybaczam wam, jednak przestańcie się ze mnie śmiać. Nie jestem szalona. 

Stanisław kiwnął głową, po czym szybko się odsunął od młodszego z braci. Natomiast Józef, którego już zdążył puścić Piotrek, ze wściekłości, gdy tylko nadarzyła się odpowiednia chwila – rzucił się na rówieśniczkę. 

Edmund, który stał najbliżej, od razu zareagował. 

— Zabiję was! — krzyknął White.

Uderzył Pevensie z tyłu głowy.  

— Edmundzie!

Upadł na ziemię. 

Zemdlał.

1 komentarz:

  1. Edmund, Ty bohaterze!
    Pochłonęłam z prędkością światła i jestem zauroczona tym pomysłem i historią. Trzymam kciuki za kolejne rozdziały i to, by wena twórcza Cie nie opuściła.
    A i oczywiście zapomniałabym dodać: Pietrek mój Ty crushu <3

    OdpowiedzUsuń